Dawnymi laty kobiety wychodziły za mąż (nie mówię o historii, tylko o naszych matkach i babkach) zwykle między dwudziestym piątym — trzydziestym rokiem życia — trzeba się było przedtem dorobić mieszkania i jakiegoś statusu finansowego — i rodziły cztery—pięć razy, średnio w odstępach dwu—trzyletnich. W ten sposób ostatnie porody wypadały około czterdziestki albo i po czterdziestce. Każda ciąża dostarczała kobiecie dużą porcję progesteronu, a ponadto, jak zaobserwowałam w toku wieloletnich badań cytohormonalnych, po porodzie przez wiele lat polepsza się luteinizacja w cyklach miesiączkowych. Próbując rzecz przedstawić schematycznie, szereg „górek” progesteronowych, blokując hormony estrogenne, powoli obniża poziom krzywej estrogenów. W momencie ustania miesiączkowania la krzywa spada niezbyt gwałtownie i nie z tak wysokiego poziomu. U kobiet, które rodzą jedno lub dwoje dzieci, zwykle ostatni poród wypada około trzydziestego roku życia, i w tym czasie kończą się masywne dawki progesteronu w organizmie kobiety. W miarę upływu lat, już około trzydziestego piątego roku życia, a nawet wcześniej, zaczynają się zespoły, napięcia przedmiesiączkowego sygnalizujące deficyt ciałka żółtego. W tej sytuacji w momencie zakończenia miesiączkowania poziom estrogenów jest stosunkowo wyższy niż u kobiet wielodzietnych i spadek krzywej E po przekwicie jest bardzo gwałtowny (rys. 25A).