Wolność prowadzi do chaosu

Tęsknota za wolnością jest uczuciem ambiwalentnym. Z jednej strony człowiek pragnie wolności, marzy o niej na jawie i we śnie, z drugiej zaś strony obawia się jej, stara się więc wypierać to pragnienie. Lęka się upragnionej wolności, ponieważ wyczuwa, że jest ona związana z utratą pewnego gruntu pod nogami, utratą poczucia bezpieczeństwa. Powstaje paradoksalna sytuacja: z jednej strony człowiek nieustannie mówi o swojej tęsknocie do wolności (w programie każdej partii politycznej znajduje się postulat wolności), a z drugiej, zamiast dążyć do urzeczywistnienia pragnienia, zwalcza je w codziennym życiu. Wolność jest dozwolona jako ideał, który majaczy gdzieś w dali, nie wolno jednak dopuścić, aby ten ideał nabrał realnych kształtów. Miałem swego czasu pacjenta, nauczyciela licealnego. Podczas jednej z wizyt kipiał wprost z oburzenia na bezwzględne, niewolące stosunki społeczne, krytykował kapitalizm, zmuszający człowieka do stałej rywalizacji i skazujący większość społeczeństwa na walkę konkurencyjną, z której czerpie korzyści zdecydowana mniejszość. Następnie roztoczył przede mną entuzjastyczną wizję społeczeństwa wolnego, w którym wszyscy mają równe szanse, a mniejszość dysponująca kapitałem nie wykorzystuje niezamożnej większości i nią nie manipuluje. Zaznaczył też, że ani nie jest komunistą, ani nie marzy mu się ustrój komunistyczny, który tak samo jak kapitalizm zniewala i wykorzystuje ludzi. Ideałem byłby, jego zdaniem, taki ustrój społeczny, który gwarantuje autonomię jednostki, równość ekonomiczną i wolność. Odpowiedziałem mu, że w takim razie należałoby rozpocząć od zreformowania społeczeństwa, a przede wszystkim wprowadzić bardziej liberalne metody wychowawcze, nie naruszające autonomii jednostki, ponieważ obecny system pedagogiczny wychowuje człowieka niewolnego. Nauczyciel był jednak innego zdania: „Całe to gadanie o antyautorytamym wychowaniu wywołuje tylko niepotrzebne zamieszanie i prowadzi do anarchii. Gdyby tak każdy robił to, co mu się żywnie podoba i co mu dyktuje jego własne «ja», dopiero byłby bałagan”.