Miałam pacjentkę, która po dziesięciu latach bezskutecznego leczenia, aby znaleźć cel w życiu zająć się czymś rozsądnym, rozpoczęła wyższe studia. Na drugim roku studiów, kiedy miała mnóstwo obowiązków i ani w głowie jej były dzieci, nieoczekiwanie zaszła w ciążę i urodziła dziecko. Wielokrotnie w mojej praktyce stwierdzałam, że dokonanie adopcji dziecka w odpowiednim momencie ratowało rozpadającą się rodzinę. Szczególnie, jeżeli tylko jedno ze współmałżonków było definitywnie niepłodne. Oczywiście ogromne pragnienie dziecka sprowadzało różne myśli do głowy, między innymi myśl o zmianie partnera. Adopcja dziecka, które najczęściej wstępnym bojem zdobywało serca obojga rodziców, umacniała i zespalała małżeństwo. Adopcja, jeżeli ma przebiegać szczęśliwie, prowadzi z sobą wiele bardzo poważnych problemów. Na przykład, w sytuacji wyżej wspomnianej, gdy jedno z partnerów jest niepłodne, mogą zapragnąć, żeby dziecko było własne, choćby jednego z rodziców. Jeżeli chodzi o kobietę, to może ona (z wiedzą swego męża) postarać się o przygodnego partnera gdzieś na wczasach czy z dala od domu i urodzić dziecko, wychowując je jako własne. Niejednokrotnie pacjentki wpadały na taki pomysł, nie uzgadniając sprawy z mężem i próbując wmówić w niego to dziecko, jak w chorego jajko. Takie stawianie sprawy zawsze jest bardzo niebezpieczne, ponieważ, oparte na oszustwie, nierzadko prowadzi do dramatycznych skutków.