„Mąż pani Walasiewiczówny…”

Tradycja wielowiekowa uległości kobiecej ciąży jak ołów i jeżeli kobieta chce oprócz kariery zawodowej zachować szczęśliwy dom rodzinny, lepiej, żeby do końca życia pozostawała w zaciszu domowym uległym kobieciątkiem, zajmując równocześnie najwyższe nawet stanowiska społeczne czy polityczne. Zawsze przecież można się „odegrać” na forum publicznym. Wtedy naprawdę jest szczęśliwa. Taki bowiem status domowy i rodzinny zabezpiecza jej udane życie seksualne i miłość mężczyzny, które, w miarę upływu lat, coraz większy mają wpływ na fizyczne i psychiczne dobre samopoczucie kobiety. Mężczyzna ma zadanie prostsze, bo wystarczy, że jest mężczyzną w domu i w pracy. Kobieta pracująca i utalentowana musi stworzyć sobie osobowość w dwu rolach: jedna to matka, żona i kochanka, druga to „mężczyzna” w pracy. Najczęściej te dwie równoległe linie życia splątują się w rozmaitych poślizgach i powikłaniach, a przeprowadzenie ich przez całe życie bez kolizji bywa wielką sztuką. Nie można zapominać o tym, że nawet największa kariera zawodowa, filmowa, artystyczna, literacka czy społeczna nie zadowoli kobiety, gdy obok niej nie stoi pełnowartościowy i samodzielny mężczyzna, nie tylko „mąż pani Walasiewiczówny” (złota medalistka na olimpiadzie w okresie międzywojennym), jak w starej piosence!