W praktyce sytuacja niemieckich kobiet pracujących pozostawia o wiele więcej do życzenia aniżeli w przypadku Szwedek. „Średnia miesięcznych wynagrodzeń brutto dla kobiet zatrudnionych w przemyśle i handlu wynosiła w 1973 r. o 28 procent mniej niż średnia wynagrodzeń mężczyzn”. Przykłady bezprawnej dyskryminacji zawodowej kobiet można mnożyć bez końca – dzieje się tak w szkolnictwie, polityce, w wielu zawodach. Ostatnio pojawiło się na ten temat sporo publikacji, w których można znaleźć wystarczająco dużo dowodów, jednoznacznie świadczących o nierównych prawach mężczyzn i kobiet na niekorzyść tych ostatnich. Jako psychologa interesują mnie przede wszystkim przyczyny trudności w realizacji zasad równouprawnienia kobiet. W swojej książce pt. Statussymbole (Symbole statusu) tłumaczę postawę dominacji mężczyzn męskimi kompleksami na tle seksualnym i próbą kompensowania ich przez przesadne podkreślanie męskich cech w zachowaniu. Większość kobiet akceptuje nadrzędną rolę mężczyzny, starając się zarazem maksymalnie wygodnie urządzić własne życie u boku mężczyzny, który dąży do władzy i sukcesów. Do debaty na temat równouprawnienia większość kobiet odnosi się, niestety, z całkowitą obojętnością: „Nowe wyniki ankiety z 1974 r. pokazały, że 61 procent kobiet pełniących wyłącznie obowiązki gospodyni domowej jest zadowolonych ze swojej sytuacji, wśród nich jedynie 25 procent wyraziło ochotę podjęcia pracy w niepełnym wymiarze godzin”. Ankietowane kobiety czują się więc zdecydowanie lepiej w roli gospodyń domowych albo pracujących na pół etatu niż w roli równorzędnych partnerek mężczyzn, o takich samych prawach, obowiązkach i z takimi samymi stresami. Esther Vilar, z zawodu lekarka, słusznie twierdzi, że to nie kobiety są wykorzystywane i tresowane przez mężczyzn, lecz na odwrót. Ale rację ma również bojowniczka o prawa kobiet, Alice Schwarzer, gdy zarzuca mężczyznom wykorzystywanie kobiet.