Autorką „programu” nie musi być kobieta niezwykle utalentowana ani niczym szczególnym się wyróżniająca, aby nadając swój codzienny program — mężczyznę zachęcić, zniechęcić, wywołać jego podziw, oburzenie, zachwyt, przychylność, chęć odwetu, miłość lub agresję. Z upływem lat podobno — jak dowodzi dalej autorka — zdarza się kobietom, że tracąc młodość, a zyskując pewność siebie, próbują rozszerzyć swoją władzę na dwóch poddanych (czasem i trzech, jeżeli syn zbyt długo pozostaje w domu, w klimacie matki). Dzieje się tak, kiedy matka nadaje swoje programy nie tylko własnemu mężowi czy synowi, ale za pośrednictwem córki również i na użytek zięcia. Wtedy córka zaczyna działać w stosunku do własnego męża jak stacja przekaźnikowa, czyli wbrew naturze. Mężczyźni, nawet niemuzykalni, znakomicie rozpoznają tę obcą nutę: choć cierpliwie słuchają głosu własnych żon, nie znoszą retransmisji i zaczynają się buntować (tu pojawia się obraz teściowej w męskich dowcipach). Zjawisko łóżkofonów męskich jest powszechne i ma nieprzemijającą trwałość. Były przecież między nimi największe postaci historyczne! Że wspomnę Marka Aureliusza, który został odbiornikiem Kleopatry. Katarzyna Wielka rządziła dzięki rozgałęzionej instytucji „fonów”. Łóżkofonami byli najwięksi literaccy kochankowie.