Życie mężczyzny zaczyna się przecież już z chwilą przyjścia na świat, a błędy żywieniowe popełnione w niemowlęctwie i dzieciństwie dają zwykle znać o sobie dopiero w wieku dojrzałym w postaci zaburzeń różnych funkcji organizmu. I stąd mój dość obszerny wywód
o karmieniu niemowląt. W ostatnim dziesięcioleciu (lata siedemdziesiąte) zauważyłam wśród matek i lekarzy pediatrów masowy odwrót od karmienia piersią z różnych względów, nad którymi nie będę się szerzej rozwodzić. W krajach zachodnich rozwijający się bujnie interes producentów rozmaitych odżywek dla niemowląt w reklamowych ulotkach przekonywająco zachęcał do karmienia witaminizowanymi mieszankami zamiast piersią, co kobiecie znacznie ułatwia życie i podobno konserwuje piękny biust (czego wcale nie jestem pewna, wnosząc z obserwacji moich pacjentek). Efektem takich sztucznych karmień z wyboru (nie mówię tu
matkach, które pomimo najlepszych chęci pokarmu nie mają) była kumulacja nadmiernej ilości witamin i mikroelementów.
Każda odżywka bowiem ,,obowiązkowo” musiała zawierać komplet witamin. W tej sytuacji i polskie dziecko dostawało witaminizowaną mieszankę mleczną, Milupę (witaminizowana potrawa z owoców), a jeszcze nierzadko Vibovit, żeby było mocniejsze, i witaminę D3, nie biorąc pod uwagę sumarycznych dawek witamin, w tym i D3, zawartych we wszystkich podawanych odżywkach. Niezwykle rzadko u lekarza ustalano ścisły schemat karmienia. Matki poszukiwały na własną rękę przeróżnych zagranicznych odżywek — bo lepsze!…