Dziecko obdarzone dużą wyobraźnią zyskuje w szkole opinię „marzyciela”, ucznia „nadwrażliwego” i „egzaltowanego”, jest więc co najmniej chore. Często zasięgają u mnie porady rodzice, których dzieci w ten właśnie sposób są oceniane przez nauczycieli, a to jest dla nich równoznaczne z niedostatecznym rozwojem umysłowym ucznia. Cechy te, zdaniem pedagogów, świadczą o pewnych brakach psychicznych, a przecież w rzeczywistości te właśnie cechy są oznaką potencjału twórczego i ponadprzeciętnych zdolności. Gdy jednak usiłuję przekonać rodziców, że jest to tylko powód do radości, są wyraźnie niezadowoleni. Pewien energiczny ojciec wręcz mi zarzucił: „Jest pan złym psychologiem. Ja przecież chcę, żeby mój syn był realistą i wiedział, na czym stoi, a pan tymczasem akceptuje i pochwala jego skłonności do marzycielstwa i wrażliwość. Przez tę wrażliwość syn ma w szkole same kłopoty i na pewno nie poradzi sobie w dorosłym życiu”. Ojciec pragnął widzieć w synu ideał człowieka zaradnego, aktywnego, dynamicznego. Nie chciał natomiast albo nie potrafił zrozumieć, że skłonność do marzycielstwa, wrażliwość i chęć zabawy są wyrazem zdrowia psychicznego i zdolności twórczych.