Coraz częściej obserwuję zjawisko wyobcowywania się ludzi z własnego ciała. Ludzie dbają o rozwój inteligencji, ale opancerzają emocje, a swoje ciało traktują wyłącznie jako narzędzie do konkretnego celu: dokonywania osiągnięć zawodowych i prześcigania konkurencji. Ludzie w większości nie rozwijają się jako integralna całość psychofizyczna, lecz ustalają sobie cele priorytetowe i dążą do ich realizacji kosztem zaniedbywania albo hamowania rozwoju innych sfer osobowości. Ludzie z niższych warstw społecznych mogą zaoferować rynkowi pracy jedynie swój potencjał fizyczny, dlatego też mają bardziej świadomy stosunek do własnego ciała aniżeli członkowie średnich i wyższych warstw społeczeństwa. Zazwyczaj jednak ciało robotnika jest wykorzystywane i obciążane jednostronnie, jest skazane na monotonię, zatem ciało to jest jedynie środkiem, narzędziem do pewnego celu, a integralna struktura osobowości ulega zachwianiu. Z kolei wyższe i średnie warstwy społeczeństwa nie dbają o ciało i rozwijają wyłącznie sferę kognitywną psychiki, kultywują swoją inteligencję w myśl szóstego przykazania, iż „inteligencja jest ważniejsza od intuicji”.
To jednokierunkowe podejście wpędza jednostkę w ślepą uliczkę deformacji psychicznej. Większość ludzi ma luki w strukturze osobowości. Nie ujawniają emocji, są albo oziębli uczuciowo, albo opancerzają swoje uczucia, które z kolei szukają ujścia w ustroju wewnętrznym (działając szkodliwie na organy wewnętrzne).