Romansu… Pani Kuncewiczowa w Dniach powszednich państwa Kowalskich opisywała scenę zakupu łóżka, ewentualnie tapczanu do sypialni. Młody małżonek głosował za łóżkiem, bo to i wygodnie? i jak u mamy. Natomiast żona chciała kupić raczej tapczan, choć to była zachcianka nadzwyczaj nowomodna, ponieważ rzecz się działa w okresie międzywojennym i dopiero pierwsze tapczany pojawiły się na rynku. Mąż oburzony zakrzyknął: ,,taki mebel to się nadaje tylko na romans, a nie do spania”, na co żona wybuchnęła płaczem jąkając się rzewnie: ,,To ty już nie chcesz mieć ze mną romansu?” I tu tkwi sedno sprawy. Romans nie kończy się wcale w okresie pierwszego oczarowania erotycznego. Tylko wtedy wszystko przychodzi samo, jak złoty deszcz spada z nieba. Z biegiem lat trzeba się zatroszczyć o to, żeby nadal ,,mieć romans” i dlatego pan doktor tak cierpliwie poszukiwał abażuru z różowego jedwabiu.
Wszystkie ozdoby i podniecające dekoracje w znacznie większym stopniu potrzebne są mężczyźnie niż kobiecie, ponieważ kobieta po trzydziestce wchodzi w samo południe doznań i przeżyć seksualnych, a mężczyzna troszeczkę zaczyna być ,,do tyłu”. I tu jeszcze jedno niesłychanie ważne zadanie w życiu żony czy męża — jak kto woli — tak ozdabiać i upiększać własne gniazdko, żeby mężczyzna mógł z nie- gasnącym zapałem zaspokajać rosnące potrzeby swojej towarzyszki i, broń Boże, nie odczuwał — tej odrobiny nienadążania.