Kokardki poodpinano ciesząc się, że z chwilą odkrycia penicyliny przeniesienie infekcji z sepsy na porodówkę przestało być groźne dla życia kobiet. Upiór zakażenia połogowego przestał być największym wrogiem oddziału położniczego. I wtedy prof. Czyżewicz wściekły, tupiąc nogami (zawsze tupał, gdy był zły) kazał natychmiast przypiąć kokardki, mówiąc: „zobaczycie, że jeszcze za mego życia dacie pacjentce penicylinę, a ona mimo to umrze na zakażenie”. Niektórzy pomrukiwali pod nosem, że profesor się zestarzał i nie idzie z postępem czasu, ale on, wielki znawca fizjologii, mający ogromną intuicję naukową, już wtedy przewidział antybiotykoodporność bakterii, która ujawniła się wiele lat później. Fizjologia oparta jest na niewzruszonych prawach biologicznych i kto je narusza, płaci za to prędzej czy później. Niestety często za nasze niedomogi w myśleniu lekarskim płacą inni. A ileż ja już przeżyłam zmian w metodach postępowania lekarskiego w ciągu swoich czterdziestu (licząc ze studiami) lat współpracy z medycyną. Antybiotyki i lekoodporność, tabletki antykoncepcyjne czy ich rakotwórczość? No i na koniec moja, prawie całożyciowa, wojna z nierozważną terapią estrogenami.
Estrogeny, które warunkują istotę kobiecości oraz przyspieszają wzmagają procesy rozrostowe w komórkach narządów rodnych, produkowane w nadmiarze przez organizm własny czy nierozważnie podawane z zewnątrz, sprowadzić mogą wiele szkód i dolegliwości w życiu kobiety.