Jest on bowiem poligamiczny w sposób niewymuszony, ponieważ nigdy nie traktuje partnera jako swojej własności. Potrafi on obcować z drugą osobą zachowując własną wolność i respektuje wolność drugiego człowieka, a także ją wspiera i miłuje. Pozwala partnerowi zachować wolność i nie nakłada mu niewolących pęt własnej „miłości”. Oznaką prawdziwej miłości nie jest chęć posiadania kogoś na własność, lecz pozwolenie drugiej osobie na życie w wolności. Ta myśl nie jest czymś nowym, nie jest też odkryciem psychologów; każdy człowiek, zwłaszcza młody, tak pojmuje miłość i tak ją odczuwa. W jednym z numerów tygodnika „Die Zeit” zadano czytelnikom kontrowersyjne pytanie: „Promiskuityzm – kochać i utrzymywać wiele stosunków seksualnych?” Na pytanie to zdumiewająco rozsądnie odpowiedział pewien osiemnastolatek: „Musimy uwolnić się od obowiązującej moralności ustosunkowanej wrogo do seksu. Zwłaszcza w sprawach seksu człowiek musi mieć możliwość samostanowienia. Dozwolone jest wszystko, o ile nie czyni się komuś krzywdy. Ludzie, którzy kierują się w życiu własnymi zasadami moralności, nie mają problemów z przeciwieństwem: monogamia-poligamia, ponieważ najważniejsze jest dla nich uprawnione zaspokojenie, szczęście”. Tak pojmowane poszanowanie cudzej wolności zostaje zwykle dość szybko wyparte przez introjekcję norm społecznych i własne problemy psychiczne.