Nie rozpisując się dalej na ten temat, przytoczę jeszcze jeden fragment z książki pani Bullrich: „Wiadomo, jak się zaczyna przygoda, ale nie wiadomo, jak się skończy — powiedziałam sobie naiwnie (…) Humberto zaprowadził mnie w głąb sali, objął ramieniem i dość niezdarnie padliśmy na tapczan. Jego głowa uderzyła o ścianę i chociaż powiedział »to nic«, wiedziałam, że go dobrze zabolało. Wbił mi łokieć akurat pod żebro, które złamałam dwa lata temu w wypadku samochodowym, i w miejscu, które jeszcze pozostało wrażliwe. Z gracją dwóch fok, którym się śni, że są syrenami, potoczyliśmy się po materacu pełnym wzgórków i dolin. (…) Humberto całował moje usta, rozpinał bluzkę, całował piersi, podczas gdy ja prawdziwa, ja wolna od ziemskiej struktury, spoglądałam z irytacją na tę parę pięćdziesięciolatków, udających zapały miłosne. Nic! Daremne przewracanie się na wszystkie boki, mówienie sprośnych słów, żałosne prośby o moją pomoc, miałam wrażenie, że kąpię małego Alejo (wnuczek). (…) Humberto odryglował drzwi i oboje patrzyliśmy na horyzont, wyglądając przybycia kogoś z sąsiadów z upragnieniem, jakie zapewne trawiło Kolumba, kiedy Ameryka nie chciała wynurzyć się z wód ’*. Bywa, że kobieta w pełnym rozkwicie swego seksu znajdzie przyjaciela młodszego, około dwudziestki, który jeszcze „idzie, skacząc po górach”. Wtedy szanse seksualne są wyrównane i szaleństwa wspólne sięgają szczytu. Ciekawe, że w takim układzie kobieta nadzwyczajnie młodnieje i pięknieje — może przeżywać drugą, szaloną młodość.